Horner chlapa

Na nic zdają się godziny spędzone ze specjalistami pracującymi nad wizerunkiem zespołu. Horner kolejny raz tłumacząc jedną sprawę wywołuje kolejną, która może bardzo niekorzystnie wpłynąć na wewnętrzne stosunki w zespole. Wszystko za sprawą plotek o ewentualnym zatrudnieniu Lewisa Hamiltona przez zespół Red Bulla. Horner początkowo lekceważył sprawę mówiąc, że to Hamilton “chciał Red Bulla”. Złośliwi żartowali, że Hamilton chciał się po prostu napić, a szef Red Bulla pomyślał o czymś zupełnie innym.

Jednak gdy sprawa nabrała rumieńców Horner zabrał się za poważne tłumaczenia. Uwaga! Jego zdaniem Red Bull nie potrzebuje dwóch światowej klasy kierowców. Z tego wynika, że aktualnie zespół z Milton Keyes zatrudnia jednego światowej klasy kierowcę i drugiego… No właśnie! Jakiego? Jakiem kierowcą według szefa zespołu jest Mark Webber? Chyba całkiem niezłym skoro zdecydował się podpisać z nim kontrakt na kolejny rok.

Webber w rozmiwie z szefem zespołu po GP Europy (fot. World © Sutton)

Miesiące zarzekania się, że mają w składzie dwóch równych kierowców, którzy mogą liczyć na jednakowe traktowanie poszło jak krew w piach. To o czym wiedzieliśmy od wielu miesięcy znalazło w końcu oficjalne potwierdzenie. Webber stoi na straconej pozycji i nic nie zapowiada poprawy. Red Bull w “zarządzaniu” kierowcami dołącza do ligi Ferrari. Z czołówki jedynie McLaren wydaje się podchodzić “uczciwie” do swoich kierowców.

Szkoda, bo to nam kibicom, odbiera bardzo wiele. Oglądając wyścig zawsze będzie ta świadomość, że w bezpośrednim starciu jeden z kierowców zespołu odpuści i z góry wiadomo będzie który. Wiem, że skutki takich pojedynków mogą być opłakane, ale mimo wszystko sport to oprócz punktów i pucharów także, a może przede wszystkim emocje. Wielkie pojedynki partnerów z zespołu są częścią pięknej karty historii tego sportu i dobrze by było gdyby z biegiem czasu tych kart przybywało.