Lewis Hamilton w Mercedesie?

Świat Formuły 1 zelektryzowała w ostatnich dniach plotka o możliwym przejściu Lewisa Hamiltona z McLarena do zespołu Mercedesa. Michał Fiałkowski, komentator wyścigów motocyklowych MotoGP w Polsacie Sport i miłośnik F1, analizuje sytuację w gościnnym felietonie dla F1Talks.pl:

Na co dzień zajmuję się wyścigami motocyklowymi MotoGP, dlatego nie próbuje nawet udawać eksperta od F1, ale to także seria, którą od lat śledzę z wielkim zainteresowaniem, podobnie jak karierę Lewisa Hamiltona. Niewiele jest w sportach motorowych postaci tak charyzmatycznych, jak 9-krotny mistrz świata w wyścigach motocyklowych, Włoch Valentino Rossi, czy też właśnie mistrz świata Formuły 1 z roku 2008.

Blef, foch czy szantaż?

Swoje bezpardonowe podejście do sportu Brytyjczyk pokazał raz jeszcze kilka dni temu. Po nieudanych kwalifikacjach do wyścigu o Grand Prix Belgii, 27-latek opublikował na swoim twitterze wykres telemetrii z obu bolidów McLarena, winiąc stare, tylne skrzydło za stratę sześciu dziesiątych sekundy na prostych (zespołowy kolega, Jenson Button, korzystając z nowego skrzydła, sięgnął po pole position). Szef działu PR zespołu natychmiast nakazał Lewisowi usunięcie zdjęcia, dla innych teamów będącego prawdziwą kopalnią wiedzy o pracy bolidów McLarena.

To kolejne spięcie pomiędzy Hamiltonem, a słynną ekipą z Woking. To także wyraźny sygnał, że w garażu McLarena od jakiegoś już czasu panuje nerwowa atmosfera. Jeszcze podczas Grand Prix Australii na początku roku, Lewis podkreślał, że chciałby pozostać w zespole na dłużej. Póki co minęliśmy jednak półmetek sezonu i to zajmujący dalsze miejsce w tabeli i mocno rozczarowujący w tym roku, 32-letni Button, może pochwalić się nowym, wieloletnim kontraktem, podczas gdy wokół przyszłości Hamiltona od dawna krąży sporo plotek. W tym sezonie łączono go już zarówno z Red Bullem, jak i Ferrari.

W ostatnich dniach przyszłość Hamiltona jest tematem numer jeden wśród kibiców Formuły 1. To w dużej mierze zasługa niepewnych losów Michaela Schumachera. 7-krotny mistrz świata wciąż waha się, przynajmniej oficjalnie, czy zostać w Formule 1 na kolejny sezon. Być może to jednak tylko wersja oficjalna, a Ross Brawn doskonale wie już, że musi szukać dla Mercedesa następcy 43-letniej gwiazdy. Nico Rosberg świetnie pasuje do niemieckiego zespołu, przede wszystkim z marketingowego punktu widzenia, ale podobnie jak jeszcze kilka lat temu Heikki Kovalainen w McLarenie, wydaje się co najwyżej idealnym kandydatem na kierowcę numer dwa. W przypadku ewentualnego odejścia „Schumiego”, Mercedes będzie potrzebował charyzmatycznego lidera, a tych jest w tej chwili na rynku transferowym niewielu.

Niemcy z pewnością bardzo mocno kuszą więc Hamiltona, który znalazł się w wyjątkowo komfortowej sytuacji. Może wykorzystać plotki związane z Mercedesem, aby wymóc na McLarenie jak najlepsze warunki nowej umowy. Zagrywka z telemetrią mogła więc być tylko jednym ze sprytnie przemyślanych zabiegów, opracowanym wspólnie z kontrowersyjnym managerem Lewisa, Simonem Fullerem, a nie tylko pozornie nieodpowiedzialnym wybrykiem sfrustrowanego, rozpieszczonego dzieciaka.

Takich przykładów nie trzeba wcale daleko szukać. Cal Crutchlow, zawodnik MotoGP, jeszcze w piątek podczas ostatniej rundy w Czechach, powiedział dziennikarzom, że nie ma ani dobrego motocykla, ani wysokiego wynagrodzenia, dlatego rozważa powrót do zdecydowanie mniej prestiżowej kategorii Superbike. Groźba podziałała. Dzień później, z nowym kontraktem w dłoni, Brytyjczyk przyznał, że odejście z MotoGP było jedynie blefem, który miał wywrzeć presję na firmie Yamaha. To trochę tak, jakby Sebastian Vettel powiedział dziś, że opuści F1 i za rok wraca do World Series by Renault, bo jego bolid nie jest w tym sezonie wystarczająco szybki, a Red Bull płaci mu zbyt mało, albo… jakby Hamilton wrzucił na twittera telemetrię McLarena!

Pokonany własną bronią?

Wiem, co sobie teraz myślicie: “Przecież Lewis nigdy nie odejdzie z McLarena, który opiekuje się nim od najmłodszych lat i otworzył Brytyjczykowi drogę do kariery w F1” – prawda? Tym bardziej, że to utytułowany Fernando Alonso rozstał się z ekipą z Woking po spięciach z Lewisem w roku 2007, a nie młody i niedoświadczony wówczas Hamilton.

Tutaj jednak pojawia się problem. Pamiętacie sezon 2007 i napięcia w garażu McLarena? Obawiam się, że Lewis może w tym roku zostać pokonany swoją własną bronią. Kiedy do zespołu dołączył dwa lata temu Jenson Button, tworząc brytyjski “dream team”, wiele osób pukało się w czoła, zastanawiając: “Jak Ron Dennis i Martin Whitmarsh poradzą sobie z takim stężeniem ego w jednym garażu?”

Już wtedy dla wielu było jasne, że prędzej czy później jeden z mistrzów świata pęknie i znajdzie się na wylocie – dokładnie tak samo jak w roku 2007. Ten sezon zdecydowanie nie idzie po myśli Buttona, który ma podobno sporo problemów z dopasowaniem swojego płynnego stylu jazdy do nowej charakterystyki opon Pirelli. O ile jednak stare, dobre przysłowie głosi, że „prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”, o tyle w świecie wyścigów można śmiało stwierdzić, iż „graczy zespołowych poznaje się w obliczu braku wyników”.

Button przez cały rok trzymał język za zębami, zachowując się jak prawdziwy “team player” i cały czas grając na jedną nutę razem z ekipą z Woking. Uwierzcie; takie zachowanie w sytuacji kryzysowej jest dla McLarena więcej warte, niż litania pochwał z ust Hamiltona po wygranym wyścigu. Świadczy to także o klasie samego kierowcy, dlatego być może McLaren także skłania się ku temu, aby jednak postawić na solidnego i powściągliwego, choć może nieco mniej utalentowanego Buttona. Z powodu różnicy wieku, o pięć lat starszy Jenson ma przez sobą zdecydowanie mniej wyścigów F1 niż Lewis, ale pamiętajcie, że Hamilton nie jest jedynym młodym talentem, którym opiekują się ludzie z Woking. Prędzej, czy później, Martin Whitmarsh znajdzie kogoś, kim będzie mógł z powodzeniem zastąpić Lewisa.

Być może przejście Hamiltona do Mercedesa byłoby dla niego samego strzałem w stopę. Nie chodzi tylko o słabsze od McLarena wyniki niemieckiego zespołu, ale także także niepewność związaną z zapowiadanym wycofaniem się producenta i przejęcia ekipy przez tuningowy oddział AMG. Z drugiej jednak strony, Lewis miałby tam to, czego ewidentnie tak bardzo brakuje Brytyjczykowi w McLarenie: status absolutnego numeru jeden, uwagę całej ekipy i bezgraniczną pomoc kierowcy numer dwa.

Hamilton jest humorzasty i nieprzewidywalny, więc wszystko jest możliwe. Jeśli zaś chodzi o jego bliskie, nierozerwalnie więzi z McLarenem, to warto zajrzeć do opublikowanej kilka lat temu biografii Brytyjczyka. Na pierwszej stronie Lewis dziękuje: rodzinie, McLarenowi i… Mercedesowi właśnie. Wiele osób zapomina, że jego relacje z niemieckim producentem są o wiele bliższe, niż mogłoby się z pozoru wydawać.

***

Michał Fialkowski jest dziennikarzem i komentatorem telewizyjnym, relacjonującym wyścigi motocyklowych mistrzostw świata MotoGP dla Polsatu Sport, miesięcznika MotoRmania oraz brytyjskiego magazynu Motorcycle Racer. Miłośnik wszelkiej maści sportów motorowych, w tym F1, sam także ścigał się wszystkim i wszędzie… szkoda, że tylko na Playstation! Jego twitterową telemetrię znajdziecie na @MickFialkowski .