Dlaczego McLaren i Honda nadal nie znalazły właściwego tempa?
Pakiet poprawek, który McLaren przywiezie do Hiszpanii jest całkiem pokaźny, ale zabraknie w nim usprawnień jednostki napędowej, usprawnień bez których brytyjski zespół nie wyrwie się ze środka stawki. Wszystko, co zobaczymy w najbliższy weekend będzie mniej lub więcej dziełem inżynierów pracujących w Woking. Dlaczego mimo upływu sporej ilości czasu współpraca dwóch bardzo solidnych podmiotów nie daje oczekiwanego rezultatu? Czy McLaren z Hondą u boku kiedykolwiek będzie w stanie powrócić do ścisłej czołówki?
Pełne zrozumienie obecnych problemów nie jest możliwe bez cofnięcia się do momentu, w którym kluczowe wymagania dotyczące budowy nowej jednostki zostały postawione. McLaren po roku współpracy z Mercedesem miał już pewne pojęcie, jak skomplikowana jest konstrukcja nowej jednostki napędowej, a jednocześnie wiedział, że aby konkurować z niemieckim zespołem musi iść o krok dalej. Tym krokiem okazała się koncepcja “size zero”, czyli budowa bardzo kompaktowej jednostki, która pozwalała w maksymalnym stopniu wykorzystać wiedzę oraz doświadczenia departamentu aerodynamicznego. Swoboda na tym polu połączona z pozyskaniem Petera Prodromou, inżyniera, który ramię w ramię zbudował potęgę Red Bulla, dawała realne szanse na powrót do rywalizacji w pozycji mocnego gracza.
Co poszło nie tak i kto jest temu winien? Koncepcja “size zero” była niezwykle ambitnym projektem, wręcz niewykonalnym w momencie, gdy rozpoczyna się prace nad zupełnie nową technologią. McLaren, nieco życzeniowo, poprosił o takie rozwiązanie, a Honda nie odmówiła. Wielokrotnie mówiło się, że dużym problemem we współpracy obu podmiotów mogą być i są różnice kulturowe i w tym konkretnym przypadku odegrały one kluczową rolę. Japońscy inżynierowie byli zbyt dumni, aby powiedzieć, że projekt przerasta ich możliwości, jednocześnie wiedząc, że pod dachem fabryki w Brixworth powstało małe dzieło sztuki. Budowę nowej jednostki podporządkowano wspomnianej filozofii, co dało efekt w postaci bardzo nietypowej konfiguracji, z kompresorem wbudowanym w “V” jednostki spalinowej. Pójście tą ścieżką pochłonęło masę pracy oraz zasobów i mimo, że mówi się, że kompresor Hondy niesie ze sobą ogromną porcję innowacyjności, to jednocześnie pominięto inne, niezwykle ważne kwestie.
Głównym problemem, który niestety wyszedł na jaw dopiero w momencie, gdy jednostka napędowa znalazła się pod dopasowanym poszyciem bolidu, był nadmiar ciepła w układzie odzyskiwania energii. Utrzymanie jednostki w optymalnym zakresie temperatur pracy nadal pozostaje kluczowym i nie do końca rozwiązanym problemem Hondy, co jasno wskazuje, że popełniono poważny błąd na etapie projektowania. Procesu, który wbrew obiegowej opinii odbywał się pod dyktando McLarena. Jedyną skuteczną szansą na jego naprawienie jest zmiana konfiguracji jednostki, ale to będzie możliwe dopiero w trakcie zimowej przerwy, przed sezonem 2017.
Dużym kłopotem dla japońskiego producenta jest spalanie. Honda nie traci wiele do Mercedesa, kiedy obie jednostki pracują z maksymalnym, dopuszczalnym przepływem paliwa. Nieco gorzej wygląda sytuacja, kiedy z uwagi na ograniczenia regulaminowe, kierowcy muszą nieco przykręcić parametry pracy silnika. Tu powstaje prawdziwa przepaść, której bez wykorzystania wydajniejszych metoda spalania (pre-chamber) niestety nie da się przeskoczyć. Duży postęp w tym zakresie dokonał się dopiero, gdy Yusuke Hasegawa objął ster w Sakurze. W końcu zdecydowano się sięgnąć po europejskich specjalistów, którzy w niezależnych zespołach rozwijają swoje lub podpatrzone pomysły. Od wyników tych prac zależeć będzie, jakie rozwiązania znajdą swoje miejsce w pakiecie poprawek, który ma zadebiutować w Kanadzie. Niektóre z nich zostaną sprawdzone w Hiszpanii, ale dopiero podczas dwudniowej serii testowej, zaplanowanej na 17 i 18 maja. To w pełni tłumaczy dlaczego japoński producent nie sięga po żetony i nie wprowadza małych poprawek, jak to ma miejsce w Mercedesie oraz Ferrari. Potrzeba czasu, aby nowa ścieżka rozwoju dała owoce, a nie będąc pewnym rezultatów, nie ma co zamykać potencjalnych kierunków prac poprzez małe usprawnienia.
Sytuacja Hondy w kontekście medialnym przypomina nieco współpracę Renault oraz Red Bulla. Wypowiedzi przedstawicieli McLarena sugerujące, że zespół dysponuje drugim po Red Bullu, najwydajniejszym aerodynamicznie samochodem, przesuwają całą odpowiedzialność za niepowodzenia w kierunku japońskich inżynierów. Pomiędzy wywieraniem presji, a wywołaniem frustracji jest niewielka granica, którą w kontekście wspomnianych różnic kulturowych łatwo przegapić. Ekipa z Woking nie ma najlepszego nadwozia, a specjaliści stawiają je tuż za czołową trójką w szeregu z Williamsem. Jaki z tego wniosek? Że nawet z jednostką Mercedesa brytyjska ekipa nadal nie byłaby tam, gdzie chce się znaleźć.
Czy może być lepiej? McLaren oraz Honda mają wszystko, aby powrócić na szczyt, ale na to potrzeba czasu, dobrej współpracy i zrozumienia. W kontekście planowanych zmian regulaminowych oraz przebudowy jednostki napędowej jest mało prawdopodobne, aby McLaren w sezonie 2017 nie tylko przeskoczył środek stawki, ale również zagroził najpoważniejszym rywalom. Mercedes nadal będzie dysponował najlepszym silnikiem, Red Bull ma Newey’a, a Ferrari ma wszystkiego po trochu. Nowa regulacje dotyczące kształtu bolidów powstały w Woking, co może dawać ekipie Rona Dennisa lekką przewagę, ale potrzeba minimum dwa lub trzy lata, aby taki projekt w pełni rozwinąć.
Biorąc to pod uwagę wykraczamy znacznie poza horyzont współpracy McLarena z Alonso oraz Buttonem. Obaj kierowcy w wypowiedziach dla mediów przekonują o pełnym zaangażowaniu, ale są również realistami i za kilka miesięcy ich “punkt mówienia” może się diametralnie zmienić. W ostatnich dniach dużo mówi się, że Brytyjczyk chciałby swój ostatni sezon przejeździć dla Williamsa, co byłoby bardzo wymownym akcentem na zakończenie kariery. Alonso, który nadal szuka swojej szansy na kolejny tytuł może skierować swoje kroki tylko w jednym kierunku, ale czy znajdzie tam wolny fotel? Z Hiszpanii dociera coraz więcej sygnałów, że na celowniku Dennisa znalazł się Carlos Sainz, który wspólnie z Vandoornem miałby stworzyć młody duet, z którym McLaren chce budować mistrzowską ekipę w sezonach 2018-2020.
Zależnie od tego jaki przedział czasowy weźmiemy pod uwagę McLaren ma jeszcze czas, by wrócić na szczyt lub też nie. Trzeba być niepoprawnym optymistą, aby oczekiwać jakiegoś spektakularnego zwrotu akcji w tym lub kolejnym sezonie. Ron Dennis jest człowiekiem twardo stąpającym po ziemi, więc zmiana planów i przesunięcie kulminacji możliwości McLarena na lata 2019-2020 jest jak najbardziej możliwa i wobec wszystkich okoliczności również uzasadniona.
(10 May 09:25)
Co tu dużo gadać bez dobrego auta nawet najlepsi kierowcy dużo nie zdziałają, a ich auta odbiegają jeszcze od czołówki.
(10 May 10:11)
Sainz w McL? Czego ci Hiszpanie nie wymyślą o swoich kierowcach.