Kto stanie za plecami rodziny Julesa Bianchiego kiedy rozpocznie się proces przeciwko FOM i FIA?
Weekend w Monaco był niezwykle emocjonujący, co częściowo przykryło inne ważne wydarzenie, którego świadkiem był uliczny tor w Monte Carlo. Prawnik reprezentujący rodzinę tragicznie zmarłego Julesa Bianchiego, w specjalnym oświadczeniu poinformował o wstąpieniu na drogę prawną przeciwko FIA, FOM oraz zespołowi Marussia. We wspomnianym oświadczeniu możemy przeczytać, że zdaniem rodziny wypadku można było uniknąć, a przy planowaniu, organizacji i sposobie przeprowadzenia wyścigu popełniono wiele błędów. Dodatkowo 396 stronicowy raport dotyczący wypadku na torze Suzuka, przygotowany na zlecenie FIA, jest niespójny i mimo, że wskazuje obszary wymagające poprawy, to nie wskazuje błędów, które doprowadziły to tak tragicznego finału.
O możliwości wstąpienia na drogę prawną Philippe Bianchi mówił kilka miesięcy po wypadku, ale wówczas sugerował, że priorytetem działań rodziny jest rehabilitacja kierowcy.
“Podjąłem decyzję: moim zadaniem w tej chwili jest jedynie opieka nad Julesem. Od tego, aby zbadać wydarzenia w Japonii mam świetnego prawnika. Bada wszystko, co się tego dnia i dopóki nie wyciągnie z tego wniosków, nie mogę i nie będę nic mówił. Nie wiem, jaką drogę obrać, co wydarzy się w przyszłości, ale to, co wydarzyło się na Suzuce nie było normalną sytuacją. Śledztwo wykazało, że obsługa toru nie zrobiła nic nieodpowiedniego, ale potem nagle zmienili wszystko.”
Sprawa ma wiele wątków i w pierwszej kolejności muszę odnieść się do medialnej sfery, w której okoliczności śmierci Julesa Bianchiego były i nadal są tematem mocno przemilczanym. Media głównego nurtu ograniczają się jedynie do suchych faktów, a dziennikarze i komentatorzy zwykle skłonni do zaawansowanych analiz i zadawania niewygodnych pytań nabrali wody w usta. Gdzie się podziały gadżety do analizy zdarzeń na torze, które są w stanie odtworzyć prędkość czy odległość między bolidami nawet w sytuacji, gdy kamery patrzyły pod innym kątem? Ciągle mam w pamięci opis konferencji prasowej, na której przedstawiono wyniki badań wypadku opracowane przez FIA. Na spotkaniu nie było kamer, a żaden z akredytowanych i zaproszonych dziennikarzy nie odważył się choćby przez sekundę zakwestionować linii zaprezentowanej przez przedstawicieli federacji.
Już w październiku 2014 roku w wypowiedzi dla RTL matka kierowcy wspomniała o mocnej kontroli przekazu medialnego.
“F1 to biznes, to bardzo wielki biznes. Niektórzy mówią pewne rzeczy, aby uchylić się od odpowiedzialności.”
Weekend w Monako pokazał, ze niewiele się w tym temacie zmieniło, a wsparcie dla rodziny kierowcy skurczyło się również wśród samych kierowców. Philippe Bianchi twierdzi, że żaden z nich nie ma odwagi stanąć przed kamerą i otwarcie opowiedzieć o okolicznościach w jakich rozgrywano wyścig oraz o samym wypadku. Ich wiedza z pewnością znacznie wykracza poza to, co wpuszczono do oficjalnego obiegu. Nadal nie wiemy, co zarejestrowała kamera FOM, której stanowisko znajdowało się w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca wypadku. Nadal brakuje ujęć z kamery pokładowej oraz telemetrii, która rozwiałaby wszelkie wątpliwości czy kierowca “znacznie zwolnił” w myśl obowiązujących w tamtym czasie przepisów.
Czy któryś z kierowców odważy się wyjąć głowę z piasku i przy okazji walki o prawdę dotyczącą okoliczności wypadku, doprowadzi do lepszej egzekucji obowiązujących standardów bezpieczeństwa? Jeśli miałbym na kogoś stawiać, to postawiłbym raczej na zawodników, którzy wkrótce zerwą nici łączące ich z FIA oraz FOM. Dwa zdarzenia, które miały miejsce w tym sezonie mogą sprzyjać realizacji takiego scenariusza. W czasie trwania kwalifikacji do GP Chin na wjeździe do alei serwisowej został zaparkowany samochód służb porządkowych. Całe zdarzenie budzi skojarzenia z wypadkiem Bianchiego oraz kilkoma innymi w przeszłości, które nie miały tak tragicznego zakończenia. Kolejne ostrzeżenie, to sytuacja, która rozegrała się w trakcie minionego weekendu wyścigowego. Nieodpowiednio zabezpieczona pokrywa studzienki deszczowej, poderwana przez przejeżdżający bolid Nico Rosberga zgilotynowała przednie skrzydło oraz spory kawałek podłogi bolidu prowadzonego przez Jensona Buttona. Incydent, który wydarzył się podczas treningu jest prawie dokładną powtórką tego, co wydarzyło się w czasie wyścigu w 2010. Bolid prowadzony przez Rubensa Barrichello został mocno rozbity po tym, jak lewe tylne koło uderzyło w poluzowaną pokrywę instalacji deszczowej.
Mam świadomość, że czasami decydują detale, ale FIA biorąc na siebie odpowiedzialność za zapewnienie bezpieczeństwa na torze ma obowiązek o te detale zadbać. Prawdą jest również, że jeśli nie poniesie się konsekwencji za popełnione błędy, to prawdopodobieństwo chronicznego przymykania oka na pewne drobne niedociągnięcia będzie w przyszłości znacznie wyższe. Pisząc to mam świadomość, że te słowa dotyczą poważnej organizacji, a nie dwójki niesfornych dzieciaków, ale to natura ludzka jest elementem, który działa podobnie niezależnie od wieku oraz okoliczności.
Wypadki Justina Wilsona czy Henrego Surteesa często stawiane są w jednej linii ze śmiercią Julesa Bianchiego, ale warto mieć świadomość, że ich natura jest zupełnie inna. Pędzącego fragmentu bolidu czy oderwanego koła nikt nie kontroluje, w przeciwieństwie do ogromnego dźwigu, który z polecenia kontroli wyścigu pojawił się na torze. To jedna z najczarniejszych kart w historii serii, ale mam nadzieję, że zostanie ona uzupełniona w sposób, który nie będzie jedynie smutnym wspomnieniem, ale również jasną wskazówką dla przyszłych pokoleń. Wyjaśnienie przyczyn wypadu Julesa Bianchiego powinno być w interesie wszystkich. Powinno, ale nie jest…
Sprawa sądowa, o ile w ogóle do niej dojdzie, będzie jedyną i ostatnią szansą dla rodziny kierowcy, aby wszystkie okoliczności wypadku ujrzały światło dzienne. Będzie to również duży sprawdzian dla mediów oraz kierowców. Czy rzetelność dziennikarska oraz solidarność kierowców zdołają się przebić przez sieć wzajemnych powiązań oraz dużych pieniędzy? Philippe Bianchi idzie na wojnę z FIA oraz FOM, a wkrótce przekonany się kogo będzie miał za plecami, kiedy dojdzie do ostatecznej rozgrywki.
(02 Jun 17:26)
Please.
Wszyscy nabierali wody w usta, żeby publicznie nie mówić:
sorry, ale jeśli Jules przy podwójnej żółtej fladze, oznaczającej “bądź przygotowany na konieczność zatrzymania się, ludzie pracują przy torze”, jechał 213 km/h w łuku na łysych oponach przy kiepskiej widoczności i wodzie płynącej po torze – to była to podstawowa przyczyna wypadku
Whiting mówił, że kiedy uczulał kierowców na odprawach, żeby respektowali ograniczenia, to chłopaki pytały “to o ile dokładnie mamy zwolnić, żebyście się nie czepiali”.
Trafienie w poruszający się dźwig było sztuką, która wychodzi raz na tysiąc. Natomiast rozpędzony bolid mógł trafić w unieruchomiony bolid kolegi, albo porządkowego pomagającego przy dźwigu.
Najpoważniejsze zarzuty akurat postawił Gary Hartstein, który sugeruje, że z uwagi na niedostępność helikoptera i realny czas dojazdu do szpitala nie należało rozgrywać wyścigu z uwagi na niezgodność z przepisami FIA. Tego nie wiem, informacje są rozbieżne.
(03 Jun 21:34)
JB jechał o wieeele za szybko w zakręcie Dunlop, po którym spływały potoki wody i były wywieszone podwójne żółte flagi, które bezwzględnie i kategorycznie nakazywały natychmiastowe spowolnienie jazdy, bo są ludzie na poboczu /torze/.
Instynkt kierowcy wyścigowego wziął górę.
Jules chciał zyskać na tym zamieszaniu. Niestety, nie udało się.
To była prawdziwa przyczyna Jego nieszczęścia.
(04 Jun 14:06)
Pamiętam jak krzyczałem wtedy do telewizora: “gdzie jest ten j****y safety car? zaraz będzie tragedia!”. No i stało się. Dla mnie tamten wyścig był szczytem, punktem kulminacyjnym, jeśli chodzi właśnie o przymykanie oka dyrektorów wyścigów na potrzebę neutralizacji celem usunięcia bolidu. Już nie po raz pierwszy można było to zauważyć, podwójne żółte i jazda z dźwigiem. Szkoda, że znowu, po tylu latach musiała stać się tragedia, żeby wprowadzić poprawki w sferze bezpieczeństwa na torze.
Coś czuję po kościach, że znowu posypią się miliony i sprawa zostanie zamieciona pod dywan.
(05 Jun 09:11)
Tak, tak.
Ale krzyczałeś z powodu deszczu, czy rutynowego wypadku?