Dlaczego Lotus wybrał d’Ambrosio?

Jerome d'Ambrosio zasiądzie w tym sezonie w nieco innym fotelu (fot. Lotus F1 Team)

Wybór Jerome d’Ambrosio, jako zastępcy wykluczonego podczas GP Belgii Grosjeana wydawał się naturalny, ale jednak nieoczywisty. W kontekście wolnego fotela szybko pojawiły się trzy inne nazwiska: Barrichello, Sutil oraz Alguersuari. Wszyscy trzej panowie wyrazili gotowość do wzięcia udziału w wyścigu na Monzy. Można sobie wyobrazić, że wspomniana gotowość mogła być również poparta konkretną ofertą finansową. Dlaczego Lotus spośród czwórki dostępnych kierowców wybrał d’Ambrosio?

Na początek zastanówmy się na ile można wycenić jednorazowy występ w wyścigu. Zapewne to sprawa bardzo indywidualna, ale na podstawie umowy, jaką w zeszłym sezonie Red Bull zawarł z HRT wiemy, że fotel Grosjeana mógł zostać zlicytowany za kwotę 300-500 tysięcy euro. Całkiem niezła suma, ale zobaczmy, jakie argumenty mogły przemawiać za d’Ambrosio.

Przede wszystkim kariera kierowcy, która jest prowadzona przez Gravity Sport Management. Nazwa brzmi znajomo? Powinna, bo na czele firmy stoi Gerard Lopez, właściciel zespołu Lotus. Dodam jedynie, że pod skrzydłami Gravity swoje miejsce znalazł również Romain Grosejan. Występ w GP Włoch może bardzo pomóc młodemu Belgowi w powrocie na tor w roli etatowego kierowcy. Sezon 2011 spędzony w zespole Marussia na pewno nie pozwolił wydobyć z kierowcy pełnego potencjału. Tegoroczny bolid Lotusa może nieco ułatwić zadanie, choć Monza jest bardzo trudnym torem, a d’Ambrosio jedyny wyścig w bolidzie F1 na tym torze zakończył dość szybko.

O tym, że Jerome d’Ambrosio jest obiecującym kierowcą mogliśmy się przekonać w maju, kiedy to zespół Ferrari prowadził rozmowy z Gravity dotyczące możliwości zatrudnienia Belga w sezonie 2013. Plotki na ten temat zostały wtedy szybko zdementowane przez Ferrari, jednak dziś już całą pewnością wiadomo, że rozmowy miały poważny charakter.

Kolejna sprawa to bezpieczeństwo informacji dotyczących samochodu oraz zespołu. Element szczególnie ważny w ostatnim czasie za sprawą wyskoku Lewisa Hamiltona. Nie da się wsadzić kierowcy do bolidu i wymagać osiągnięcia dobrego wyniku (a na takim Lotusowi na pewno zależy), bez odpowiedniego wprowadzenia teoretycznego. Kierowca otrzymuje od inżynierów sporą porcję, niezwykle ważnych informacji, które pod żadnym pozorem nie powinny opuścić garażu. Zaangażowanie trzeciego kierowcy całkowicie eliminuje takie niebezpieczeństwo. Dodatkowo warto wspomnieć, że d’Ambrosio spędził wiele godzi w symulatorze oraz uczestniczy w odprawach w trakcie weekendu wyścigowego, więc posiada zdecydowanie większą wiedzę, niż kierowca z zewnątrz mógłby zebrać w trakcie krótkich przygotowań do weekendu wyścigowego. To z kolei daje nadzieję na solidny występ i minimalizuje ryzyko wypadku.