Kvyat, Hartley i słowo o szacunku
Gdyby jedynie talent decydował o obsadzie bolidów, to wiele nazwisk na liście kierowców nigdy by się nie pojawiło. Wiele elementów układanki musi znaleźć odpowiednie miejsce, aby w ogóle marzyć o rywalizacji w F1. Kolejna część to utrzymanie się w tym brutalnym świecie.
Brandon Hartley oraz Daniil Kvyat to doskonałe przykłady, że nawet dobrze przygotowany program rozwojowy oraz pieniądze to za mało, aby myśleć o sukcesie. Brutalna maszyna Red Bulla przeżuła i wypluła wielu młodych kierowców, ale jednocześnie spod skrzydeł Marko wyszli tacy kierowcy jak Vettel, Ricciardo czy Verstappen. W tym szaleństwie jest metoda, ale w czasie gdy jedni spijają szampana z buta inni muszą szukać dobrego psychologa.
Nowozelandczyk otwarcie przyznał, że był za młody, aby udźwignąć presję związaną z rywalizacją na najwyższym poziomie. Warto przypomnieć, że w juniorskich seriach Hartley zapowiadał się obiecująco, może nawet bardziej niż Ricciardo. Mimo tak dobrych rezultatów na wczesnym etapie kariery Hartley musiał tułać się po seriach samochodów historycznych i dopiero kontrakt z Porsche pozwolił mu ponownie wejść do rywalizacji o wysoką stawkę. Co by było gdyby Red Bull miał więcej cierpliwości do swojego juniora?
Kvyat sezon 2015 zakończył na siódmej pozycji w klasyfikacji kierowców – oczko wyżej niż Ricciardo. Wiele osób traktuje jego przeniesienie do Toro Rosso jedynie w kategorii słabej jazdy na starcie sezonu 2016. W Australii nie wystartował, w Bahrajnie był siódmy, w Chinach stanął na podium, a w domowym wyścigu był piętnasty. Dla porównania Ricciardo trzy razy przyjechał tuż poza podium, a rywalizację w Rosji ukończył poza punktami (11). Tragedii nie było więc musiały być inne powody, dla których Marko zdecydował się wykonać taki ruch. I były…
Sainz opisuje okres rywalizacji z Verstappenem jako prawdziwe piekło. Nie chodzi o walkę na torze, bo tam dawał sobie świetnie radę. Mowa o zakulisowych rozgrywkach i ogromnej presji Josa Verstappena, która rozsadzała zespół od środka. Ciągłe kłótnie, wzajemne oskarżenia, pretensje… Gdyby Max miał odrobinę talentu mniej, to przy pierwszej okazji przekonałby się jak szeroko mogą otworzyć się drzwi fabryki w Faenzy. Zamiana rozwiązywała wiele problemów, a w przypadku niepowodzenia “eksperymentu” dawała szansę na szybki powrót do starego układu, z tą różnicą, że Verstappen nie byłby już tak pewny siebie.
Na nieszczęście dla Kvyat’a wpuszczenie Vestappena do pierwszego zespołu okazało się strzałem w dziesiątkę. Ziścił się najgorszy możliwy scenariusz i trudno się dziwić, że psychika młodego kierowcy ciężko przeżyła tę próbę. Z głodnym i piekielnie zdolnym Sainzem również nie było łatwo. Łata “wyrzuconego” z Red Bulla też nie pomagała.
W wywiadzie udzielonym w miniony weekend telewizji Sky Sports Kvyat otwarcie przyznał, że jego relacje z obozem Red Bulla są całkowicie zerwane. Można się domyślać, że jedyną rzeczą, która łączy obie strony jest kontrakt.
Zbieg wielu okoliczności sprawił, że dziś obaj kierowcy rywalizują o jeden z foteli Toto Rosso. Póki co górą jest Hartley, który otrzymał kolejną szansę podczas weekendu wyścigowego w Meksyku. Dlaczego? Dokładną analizę tempa Nowozelandczyka przeprowadził Mark Hughes i wskazane przez niego wyniki oraz porównania są bardziej niż dobre. Hartley już w czasie treningów pokazał dobre tempo wyścigowe, momentami lepsze od Kvyat’a. Jak to możliwe? Bez wątpienia talent, ale dochodzi jeszcze cenne doświadczenie z wyścigów długodystansowych. Hartley jak żaden kierowca w stawce potrafi oszczędzać paliwo, nie gubiąc przy tym tempa. Mniej zużywanego paliwa oznacza, że nie trzeba go zabierać tak dużo na pokład, a to oznacza zysk w stosunku do konkurentów na całym dystansie wyścigu.
Hartley przez większą część wyścigu jechał w brudnym powietrzu, ale pomiędzy 10 a 14 kółkiem miał czysty tor i wówczas pokazał prawdziwe tempo. Biorąc pod uwagę różnicę pomiędzy mieszankami oraz poziom zużycia opon Hartley był nieznacznie szybszy od Kvyat’a i wolniejszy od najszybszego wówczas na torze Verstappena o 1,2 sekundy. To mniej więcej różnica w możliwościach obu bolidów.
Przytoczone liczby są obarczone spory błędem, ze względu na małą próbkę, ale pokazują, że zwycięzca Le Mans ma argumenty. Na jego korzyść przemawia również fakt, że cały czas jest na krzywej wznoszącej związanej z procesem poznawania samochodu, opon i całego środowiska. Inżynierowie Toro Rosso byli pod wrażeniem jak duże postępy Hartley robił pomiędzy kolejnymi wyjazdami na tor. W Meksyku może być jeszcze lepiej.
Dotychczasowe historie obu kierowców pokazują, że przegrana rywalizacja na pewnym etapie kariery nie oznacza, że od razu powinnyśmy kleić im łatę “słabego” kierowcy. Piszę to szczególnie w kontekście ostatnich wydarzeń związanych z powrotem Roberta Kubicy. Są wyjątki, ale większość kierowców przeszło bardzo długą ścieżkę i zasłużyło sobie na miejsce w bolidzie – zasłużyło sobie na szacunek. To, że zmiesza się kogoś z błotem tylko pozornie sprawia, że samemu wygląda się nieco lepiej.
Adam Cooper sugeruje, że jeśli Kvyat zostanie odstawiony przez Red Bulla, to może stać się poważnym kandydatem dla Williamsa. Dla niektórych śmieszne, ale doświadczony dziennikarz uważa, że rosyjski kierowca w nowym otoczeniu, przytulony mocno do piersi może odzyskać wigor i pokazać swój talent, który z pewnością ma. Red Bull nie wsadziłby do pierwszego zespołu “ułomka”.
(24 Oct 12:42)
Wyścigowy darwinizm?
(24 Oct 13:12)
Williams jest w czepku urodzony!
(25 Oct 07:59)
No i Kwiat zwiądł podlewany Red Bullem. Doktor Helmut właśnie potwierdził, że w tym sezonie nie wróci.